Taka myśl naszła mnie po wakacjach w 2014 roku, kiedy to przeglądałem zdjęcia, poznanej na Majówce* w Lloret de Mar koleżanki. Na wspomnianym wyjeździe pełniłem funkcję Koordynatora i była to moja druga podróż z firmą Party Camp.
Czym prędzej wybrałem numer telefonu i zacząłem rozmowę. Po odłożeniu słuchawki zacząłem głęboko myśleć: czy jest to coś dla mnie? Czy dałbym sobie radę? No przecież powiedziała, że to w 99% dla dziewczyn i rzadko zdarza się oraz ciężko aby chłopakowi się udało. No nic, nieważne, pomyślałem i poszedłem spać. Następnego dnia pamiętam, że znowu myślałem "Jakoś bym się dostał, coś wymyślę. No ja tego nie zrobię? Ah, no przecież mogę się przemęczyć i tyyyle zwiedzić. Ale kurde, dzieci? Pieluchy?! Wrzaski?! Aby na pewno tego chcę? Ja, który podróżuje ze studentami i imprezuje w najlepszych Europejskich miejscówkach i tygodniami w sezonie na śniadanie wypija piwko, dwa lub 7?".
Jestem świadom, że w chwili obecnej niezbyt jasna jest dla Ciebie powyższa informacja, ale spokojnie! Z każdym zdaniem odkryjesz coraz więcej, Are U ready?
Rok 2014 zaskoczył mnie dość mocno na tyle, że zdążyłem zapomnieć o "jakiejś tam Ameryce". Wiecie, takie wyjazdy z ludźmi z całej Polski są niebezpieczne. Dobre miejsce a do tego % no i może się przypałętać. Nie, że romans i przelotny sex ale coś czego człowiek szuka na całe życie. Dasz wiarę? Wszystko się pomieszało, no i ta myśl "to nie tak miało być". Ahh, głupi ja... Nie wiedziałem jeszcze co przyniesie mi następny rok a myślałem, że najbardziej pokręcony rok w moim studenckim życiu (nie, nie studiuje) mam już za sobą. Mózg człowieka jest dość ułomny. Bardzo mocno działa podświadomość no i jak coś Ci się zakorzeni w głowie to choćby skały srały a mury pękały - nie wygonisz tego i to przyjdzie. Ble, co ja bredzę? Przypełznie szybciej niż Ci się wydaje.
Rok 2015 od samego początku był dość burzliwy. Zakończyłem pracę w SONY, przebrnąłem szybko przez lekcję poszukiwania pracy. Poznałem wartościowego człowieka, którego miałem okazję być managerem. Do głowy przychodzi Ci pewnie teraz: fajny samochód, telefon, spotkania i wyjazdy służbowe. Wszystko to było ale... No właśnie ale może pomińmy ten temat. Człowiek dla, którego pracowałem (Prezes zarządu, mój imiennik) w krótkim czasie pokazał mi bardzo wiele i wiem, że to mnie nadal mocno ciekawi lecz... Medal ma zawsze dwie strony - niestety. Dobrze się stało jak się stało a więc poprzez kolejną osobę, poznaną na jednym z wyjazdów z w/w firmą, udało mi się załapać kolejną pracę. Kilkudniowe Zielony Szkoły na Mazurach, Obozy sportowe itp. Swoją drogą nigdy nie byłem na Mazurach, aż do czasu jak zostałem Wychowawcą Kolonijnym. W sumie to zabawna historia jak poznałem Monie. Był to Marcowy, zimowy wyjazd do Francji oczywiście z Party Camp. Monika, która mieszka w 3 City napisała do mnie wiadomość, uwaga czy nie mógłbym zabrać jej nowych butów z Burtona z Warszawy bo przez pomyłkę sklep nie wysłał ich do niej. No cóż, zgodziłem się i owy deal został dokonany a na miejscu jeszcze uczyłem ją jeździć na snowboardzie, ona za to towarzyszyła mi kiedy to miałem dyżur i ogólnie to - dobro wraca
To ta wariatka.
W Marcu powrócił temat USA do mojej głowy. Zacząłem się tym głębiej interesować i znalazłem 2 możliwości wyjazdu (istniała 3 tylko, że tej ostatniej nie byłem świadomy). Jedną z nich był to popularny program Work&Travel. Ograniczało mnie tylko jedno. Aby wziąć udział w tym programie należy być studentem i posiadać ukończony semestr zimowy. No a tak się składa, że żadnych studiów nie ukońćzyłem a jedynie byłem zapisany i w sumie jeszcze mam ważną legitymację studencką. W związku z powyższym brałem tą możliwość jako 2 opcję, dlatego też zrekrutowałem się na studia na uczelni AWF Katowice na kierunku Zarządzie Turystyką i Gospodarstwem.
Co więc było moją 1 opcją? ...............
.
.
.
.
Wyjazd na Alaskę.
Zawsze lubiłem robić coś nieszablonowego. Syberia była, to czemu nie Alaska? Możliwość wyjazdu na podstawie wizy pracowniczej J1 dawała mi osoba, która zgłosiłaby się do programu W&T. Plan był taki: zarobić ile się da przez 3 miesiące a potem chamsko wydać $ bujając się po Ameryce Północnej + zahaczyć o Hawaje. Widocznie ktoś tam u góry nie chciał abym tam wyjechał i okazało się, że Ci tam w tej zimnej krainie nie wiedzą jaki będzie sezon na ryby no i ogólnie to program został wstrzymany. Trzeba czekać, pomyślałem i stwierdziłem, że nie postawię wszystkiego na jedną kartę ponieważ zacząłem mieć wątpliwości czy tak serio tego chcę. No to moim zabezpieczeniem była druga opcja: rekrutacja na studia, semestr zdać i dawaj do USA! Jak już wiesz legitke mam a więc się zrekrutowałem, lecz to by było na tyle z mojego studiowania. Od tego czasu nadal pracowałem na wyjazdach z dzieciakami oraz poraz drugi wyjechałem na Ibize. Tym razem potrzebowałem odpoczynku dlatego Majówkę spędziłem na Kanarach a konretnie w Fuerteventura w hotelu, który jako jedyny znajduje się na wydmach.
Tak oto mijały kolejne dni nowego roku, który nagle okazał się być już 6 miesiącem! Zacząłem znowu myśleć o USA. No kurde, znudziła mi się ta Europa a latanie samolotem mi się podoba. Wtedy też zorientowałem się, że złapałem tego bakcyla o nazwie - podróże. Wiecie o czym nagle sobie przypomniałem?!
Tak... Wróćmy do początku mojej notki. Halo halo! No zaraz, przecież! Zdobyłem doświadczenie w opiece nad dziećmi. Otworzyła się przede mną 3 i ostateczna z opcji emigracji do USA.
Dalej się nie domyślasz? Ej no spoko, też bym był lekko zakręcony po tym co tutaj czytasz ale już Ci wszystko wyjaśniam.
Program, który umożliwił mi wyjazd do Ameryki i zamieszkanie w niej przez minimum rok czasu nazywa się Au Pair. Co to takiego? Przypomnij sobie filmy w których to nianie zamieszkują z bogatymi rodzinami i zajmuja się ich rozpieszczonymi dzieciakami lub też to dzieci są spoko a dorośli mają orzeszek zamiast mózgu. Au Pair to osoba, która mieszka z rodzinką Amerykańską pod jednym dachem i zajmuje się ich dziećmi. Tak, można to nazwać, że są to nianie lecz temat jest dość głęboki więc nie będę się zagłębiać.
Program, który umożliwił mi wyjazd do Ameryki i zamieszkanie w niej przez minimum rok czasu nazywa się Au Pair. Co to takiego? Przypomnij sobie filmy w których to nianie zamieszkują z bogatymi rodzinami i zajmuja się ich rozpieszczonymi dzieciakami lub też to dzieci są spoko a dorośli mają orzeszek zamiast mózgu. Au Pair to osoba, która mieszka z rodzinką Amerykańską pod jednym dachem i zajmuje się ich dziećmi. Tak, można to nazwać, że są to nianie lecz temat jest dość głęboki więc nie będę się zagłębiać.
A więc teraz wyobrażasz sobie Ficusia, który karmi dziecko, trzymając je na rękach a drugie w tym czasie przewijając? No to powiem Ci, że ....
Błąd!
Udało mi się wyjechać do rodziny, która ma chłopaków (8,9,12). Poszukiwali kogoś na zasadzie starszego brata.
Moja noga stanęła na Amerykańskiej Ziemi 12 Października 2015r.
Co działo się od Czerwca aż do Października? W końcówce Czerwca odbywał się pierwszy obóz, na który zostałem oddelegowany do Jastarnii.
Zaraz po nim, po raz drugi wyjechałem na Ultra Music Festival, który odbył się w Chorwacji. Na wyjeździe pełniłem standardowo funkcję Koordyntora i był to już 11 trip w owej roli.
Myślisz, że to wszystko zmierza ku końcowi? No to ogólnie też tak myślałem ale... Mija zaledwie tydzień od powrotu do domu a już wylatuje do Grecji. Akcja była bardzo dynamiczna i zaskoczyła nawet mnie. Będąc w Grecji na półwyspie Halkidi przez okres 1,5 miesiąca pełniłem funkcję hotelowego celebryty dla firmy Grecos. Tak tak, byłem Animatorem Hotelowym lecz w 75% dla dorosłych.
Dzień po powrocie z Grecji już wylatywałem na Ibizę. Nie czarujmy się, wiedząc, że za chwilę wyjadę na nie mniej niż rok czasu, chciałem na maxa skorzystać z uroku możliwości pracy w Party Camp :)
Tak właśnie dowiedziałeś się, drogi czytelniku w jaki sposób znalazłem się w USA. U mnie 1:33 am, czas kłaść się spać a większość z Was pewnie już wstaje. To dobranoc/dzień dobry? Jakie to śmieszne. No to cześć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz